Z dalszej relacji Pliniusza wynika, że delfiny postępujące tak roztropnie przy połowie ryb były jakoby świadome swego wkładu pracy. Następnego dnia bowiem oczekiwały na wynagrodzenie w postaci „moczonych w winie bochenków chleba, które otrzymywały w kolejności tuż za przewoźnikami wynajętymi do łodzi rybackich”. Pliniusz opisuje całe to zdarzenie bynajmniej nie w tym celu, aby dać świadectwo pojętności delfinów, lecz żeby przedstawić sposób połowu tych tak poszukiwanych w Rzymie ryb. Za kosz barwen — czerwonawych, długości około 30 cm ryb, z których największe osiągały ciężar około kilograma — płacili rzymscy smakosze 5 do 8 tys. sesterców. Było to sporo pieniędzy, gdyż np. niewolnik kosztował, jak opowiada Marcjalis, zaledwie 1300 sesterców. O podobnych zwyczajach delfinów z Zatoki Meksykańskiej polujących na ryby latające, relacjonował w XIX stuleciu amerykański zoolog John James Audubon. Tworzą one rodzaj spółdzielni pracy, której członkowie tak długo pędzą przed sobą ryby latające i tłuste cefale (Mugiliadae), aż zmęczone padną ich łatwym łupem. Tę współpracę inteligentnych ssaków morskich zaobserwowali nieraz rybacy z Zatoki Meksykańskiej. Byli oni świadkami, jak całe stada delfinów planowo zapędzały większe gromady ryb do lagun, aby następnie wybrać spośród nich najtłuściejsze
najsmaczniejsze.