Ludzie nabrali nadziei, że tygrysy zrezygnowały ostatecznie ze swoich złowrogich zamiarów. Ucieczka nie wchodziła w rachubę, gdyż do najbliższej wsi, Songoro, było za daleko. Musieli zatem oczekiwać ranka w dobrze już chwiejącej się chacie. Nagle Sarno, najmłodszy z pięciu mężczyzn, zawołał na wpół zduszonym z przestrachu głosem: Matjan, matjan (tygrys, tygrys). W pełnym świetle księżyca towarzysze Sarno spostrzegli teraz pomiędzy krzewami 4 tygrysy. Wygłodniałe bestie wkrótce nadbiegły, wyraźnie zdecydowane połączonymi siłami szybko zawładnąć zdobyczą i zajęły miejsca przy palach; wkrótce chata runęła na ziemię. Na każdego z czterech mężczyzn rzucił się natychmiast tygrys. Trzy z nich porwały zaraz swą zdobycz, jeden z Jawa jeżyków natomiast schronił się pod dach zawalonej chaty i dzięki temu chwilowo ocalał. Gdy oszołomiony upadkiem nieco ochłonął, poczuł, że nadal ma swój gollok przy boku. Udało mu się również dosięgnąć ręką bambusową włócznię, która uprzednio upadła na ziemię. Dzięki temu miał do swej dyspozycji dwa rodzaje broni. W odległości niewielu kroków czwarty tygrys rozszarpywał właśnie zwłoki jego młodego towarzysza. Pozostały przy życiu rybak cisnął wówczas włócznią w zwierzę, które jednak odrzuciło bambusowy pręt i następnie wpiło się weń zębami. Zdecydowany na wszystko rybak dopadł wtedy bestii i wbił sztylet między jej żebra dosięgając nim serca. Był to cios, który nie często się udaje. Tygrys jak piorunem rażony padł martwy na ziemię.