Po pewnym czasie oba tygrysy powróciły w towarzystwie trzeciego. Natychmiast każdy z nich ustawił się przy jednym palu, aby wspólnie obalić platformę chaty na ziemię. Próby obrony podjęte przez zrozpaczonych rybaków przyniosły pewien sukces. Udało im się zaostrzonym drągiem z drewna palmowego skaleczyć jedną z bestii w oko. Zraniony tygrys zniknął szybko w dżungli. Przy dalszej próbie trafienia drugiego tygrysa drąg wypadł z rąk obrońcy. Został mu obecnie już tylko gollok — krótki, podobny do sztyletu miecz — oraz długi pręt bambusowy. Jeden z Jawajczyków wpadł na pomysł, aby zrzucić na dół kosze z rybami, w nadziei, że tygrysy zaspokoją swój głód. Drapieżniki wprawdzie rozbiły kosze, ale nie tknęły nawet świeżych ryb, tylko ponowiły swe ataki. Wreszcie w wyniku wstrząsania palami na jednego z pozostałych dwu tygrysów spadła nagle bambusowa drabina. Spowodowało to ucieczkę zwierzęcia. Ostatni drapieżnik zdawał się rozumieć, że w pojedynkę nie przewróci chaty, gdyż pobiegł za swymi pobratymcami.