W średniowieczu i jeszcze na początku epoki nowożytnej, którą liczy się od ponownego odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, w wielu krajach było rzeczą co najmniej niebezpieczną przyznawać się do posiadania na przykład mówiącego psa. Zarówno uczeni, jak i tym bardziej ludzie prości — zabobonni mieszczanie, chłopi i rzemieślnicy — jeszcze pod koniec wieku byli przeświadczeni, że wchodzą tu w grę siły nadprzyrodzone. Niejedna lekkomyślna kobieta, która paplała, że ma „mówiącego” psa, spłonęła na stosie jako czarownica.
Jeszcze za czasów Ludwika XIV szukano wyjaśnienia niecodziennych faktów w dziedzinie zjawisk nadprzyrodzonych. W XVII wieku niejeden biedny pies kończył tragicznie, jeśli tylko ktoś stwierdził, iż słyszał go mówiącego. Ofiarą zabobonu padł — według relacji z 1612 — między innymi „mówiący” chart hrabiego Cirao, który potrafił wypowiedzieć 15 słów po włosku i 8 po francusku. Został on, jako opętany przez szatana, zabity przez wieśniaków.