Podczas swego dwuletniego pobytu w Nubii Brehm trzymał oswojoną lwicę imieniem Bachida. Na jej przykładzie widać wyraźnie, jak dalece może pojętne zwierzę przystosować się do otoczenia ludzi. Słynny zoolog tak o niej pisał: „Bachida zadomowiła się u nas i mogła wszędzie swobodnie biegać. Wkrótce chodziła za mną jak pies, łasząc się przy każdej okazji. Była jednak niekiedy uciążliwa, gdyż przychodziło jej nieraz do głowy, aby w nocy odwiedzać mnie, gdy spałem i budzić swymi pieszczotami. Po niewielu tygodniach panowała już nad wszystkim, co żyło na podwórzu, jednakże bardziej z chęci zabawy ze zwierzętami niż dla uczynienia im krzywdy”. Na obszernym dziedzińcu Bachida odczuwała respekt tylko przed jednym zwierzęciem — przed pewnym całkowicie oswojonym marabutem. Umiał on w obronie własnej robić użytek ze swego klinowatego dzioba i pewnego razu stłukł nim lwicę do krwi. Od tego dnia pojętna lwica poniechała zabawy z marabutem, poprzestając wyłącznie na przyjacielskich z nim spotkaniach, podczas gdy mądry marabut odnosił się do niej z dużą rezerwą, tolerował jednak obecność lwicy w swojej bliskości, nie próbując jej więcej „karać”. Bachida towarzyszyła następnie Brehmowi aż do Kairu. Mógł on ją bez trudności prowadzić na łańcuszku ulicami miasta, podobnie jak zwykła to czynić przed przeszło 2 tys. lat królowa Berenike w swojej stolicy nad Nilem. Podczas podróży statkiem z Aleksandrii do Triestu Bachida przebywała z Brehmem na pokładzie, stanowiąc dla podróżnych nie lada atrakcję. Po powrocie Brehm przekazał lwicę do ogrodu zoologicznego w Berlinie. Gdy odwiedził ją 2 lata później, poznała go już z daleka.